Szósty miesiąc


byłyśmy z mamą na jesiennym spacerze...bardzo mi się podobały kolorowe listeczki :)

ale sesja zdjęciowa szybko mi się znudziła...wiem już jak o tym powiedzieć mamie...wiecie jaka ona naiwna...powiedziała, że mam nie pokazywać języka bo mi krowa nasika...widzieliście tu gdzieś krowę?

do tej pory jadłam grzecznie to co mi dawała mama, babcia albo dziadek...

mama z tatą nie jedzą takich obiadków jak ja...ani kaszki...co ja jakaś gorsza jestem? albo zębów nie mam? no nie mam...jeszcze...ale z bułką sobie poradziłam:)

Wojtuś waży już dużo więcej niż ja, więc muszę dużo ćwiczyć, żeby mi smarkacz nie właził na głowę...wymyśliłam więc nową zabawę...zapasy z misiami...ten jest duży, ale bez problemu rozłożyłam go na łopatki...grubasek jeden:)

z tym chuderlokiem miałam większy problem...twardy zawodnik był...ale znalazłam jego piętę achillesową...a właściwie ucho ;) ... 2:0 dla mnie... eee ... to z Guzym też dam radę:)

jestem sobie Gosia...Gosia Samosia...i deserek sama zjem...i wypiję soczek...

Disia...nie zmieścimy się razem na macie...no złaź...uf...ale jesteś ciężka...chyba Cię jednak nie zepchnę...

Tata mówił, że programowanie jest trudne...a ja sobie pykam po klawiaturze, że hej...heh...ciekawe czemu tak krzyczał jak trafiłam na "DILIT"...

Dzisiaj byłam pierwszy raz na rehabilitacji po operacji...chyba się ciocia Iwonka za mną bardzo stęskniła, bo zajechała mnie na maksa...

3 listopada mama znalazła u mnie ząbek...a 4 listopada drugi...w końcu może pośpimy trochę w nocy