Dziesiąty miesiąc


Nie będę Wam pisać o zębach ani kilogramach. Gosia skończyła 10 miesięcy i ma za sobą cztery operacje. 20 lutego (w niedzielę) znowu wylądowałyśmy na oddziale neurochirurgii, a Gosia na stole operacyjnym. Znowu problemy z zastawką, zresztą przeczuwałam je od dawna. Na szczęście wszystko poszło dobrze, wczoraj pozbyłyśmy się szwów (a było ich 12:( )
Główka Małgosi się goi, a ja dalej drżę z obawy, że znowu coś się dzieje, za każdym razem gdy ona zapłacze lub dotyka głowy. Miejmy nadzieję, że nieprędko odwiedzimy przemiłe ciocie i wujków z oddziału na 4 piętrze GCZD.

Mama się wyżaliła to teraz ja...zdjęcia niestety są kiepskie, bo mama robiła je telefonem

rankiem po operacji czułam się już całkiem dobrze, ale wyglądałam jak Quasimodo...teraz już wiem, czemu mama nie chciała mi pokazać lusterka:(

ale po południu było już całkiem dobrze...tylko nie chcieli mnie wypuścić z łóżka...próbowałam sama wyjść, ale skończyło się tym, że mama mi podniosła barierkę

sen jest najlepszym lekarstwem....

jak się obudziłam czekała na mnie niespodzianka...nowa koleżanka...fałszuje gorzej od mamy, ale nie wrzeszczy tak jak ona gdy sprawdzam czy śpi

krzyczałam, piszczałam...wypuście mnie...wypuścicie...no i wypuścili

mama sobie wymyśliła, że mam leżeć w łóżku...leniuch jeden...niech sobie śpi, a ja sprawdzę co się w domku zmieniło gdy mnie nie było

miało nie być o zębach, ale jak tu się nie chwalić...mam ich już sześć:)

mama to jest zołza...nie pozwoliła mi wyjść z kuchni a Disia miała brudne łapy i "kwarantannę" w przedpokoju...i jak się miałyśmy bawić?

a teraz trochę wspomnień z tej okazji, że mama zgrała zdjęcia z telefonu...
wiecie, że kiedyś byłam grubaskiem? zanim zaczęłam ćwiczyć wyglądałam jak pączuś...
nasza mała chorwacja...słońce, błękitna woda...tak pięknie było w lipcu

tak wyglądam po udanej drzemce...

...a tak gdy mama mi się sprzeciwia...i muszę jej pokazać kto tu rządzi

jak na zimowy spacer to trzeba być przygotowanym na minus 30...mama bije rekordy w ubieraniu mnie

ćwiczę sobie z ciocią Anetką

lubię się bawić z tą dziewczynką, bo robi to co ja bez zbędnego namawiania i tłumaczenia...nie to co mama, do której można gadać i gadać...i jakby grochem o ścianę