Siódmy miesiąc


15 listopada mama poszła sobie do pracy...nie chciała mnie wziąć ze sobą i mówiła, że musi żeby zarobić na moje sukienki...ciekawe, bo nie przyniosła ze sobą ani jednej...a ja się bawiła i chichrałam...i wcale nie tęskniłam...no może troszkę za cycusiem:)

mam nowego zawodnika do zapasów...właściwie to przerzuciłam się ostatnio na kick - boxing...tata mnie nauczył robić "kopa kopa"

w ogóle tata fajny jest...

umiem już czytać...na brzuchu i na plecach:) tylko nie rozumiem czemu mama mówi, że czyta się oczkami a nie buzią...


a znowu je się niby buzią, a nie oczkami...jej...dużo tego wszystkiego...jak ja mam to wszystko zapamiętać??

w zeszły piątek tata był we Wrocławiu na wycieczce...przyjechał jak już spałam, ale przywiózł mi śliczny sweterek:)

mama mówi, że jestem modelką...nie wiem co to znaczy, ale bardzo mi się podoba to urządzenie, które tak błyska, a mama robi zza niego głupie miny:) zawsze się uśmieję po pachy:)

kurcze nie wiem o co mamie dzisiaj chodziło...ubrała mi śmieszną czapkę i powiedziała, że jestem Mikołajem...sprawdzałam i dalej jestem dziewczynką...


i jeszcze ciągle pytała gdzie mam prezenty...

już wiem kto to jest ten Mikołaj...mógłby mnie częściej odwiedzać...przyniósł tyle fajnych zabawek, że nie mieszczą się wszystkie na macie

a Disia sobie prezent sama upolowała...na szczęście wśród moich zabawek nie urządza sobie łowów:)

niechby tylko spróbowała...zaraz jej pokażę kto tu jest King Bruce Lee karate mistrz...

mamo nie przeszkadzaj mi tym pstrykaniem...nie widzisz, że się uczę angielskiego?! a wiecie, że nasz piesek też szczeka po angielsku?

kurcze...wydało się...miał być prezent "pod choinkę", ale mama mnie przyłapała jak ćwiczyłam...z pleców na brzuszek...i z powrotem