Chrzest


12 września miałam swoje wielkie święto...przestałam być poganką... a było to tak...

mama mnie wystroiła w białą sukienkę i pojechaliśmy do kościółka

Wojtuś też miał przestać być poganinem, ale nie miał białej sukienki...:)

tata był cały czas bardzo poważny, a mama jak to mama... chichrołki się jej cały czas trzymają

ten pan w białej sukience (mama mówi, że to ksiądz) powiedział, że mnie chrzci i polał mi główkę wodą (brr...mogliby ją podgrzać...)
byłam dzielna i nie płakałam, a Wojtuś przespał tą ważną chwilę

Wojtuś w końcu też dostał białą sukienkę (ja miałam dwie..ha ha)
i poszliśmy na spacer dookoła ołtarza...na szczęście tata zapalił świeczkę, bo było tam strasznie ciemno...

tak mnie to wszystko zmęczyło, że zasnęłam...obudziłam się dopiero jak wyszliśmy z kościółka i wszyscy całowali mamę... troszkę mi się to nie podobało, ale dawali jej prezenty dla mnie, więc niech mają:)

jestem już ochrzczona i mam teraz dwie mamusie i dwóch tatusiów...moją mamą chrzestną jest ciocia Ania, a tatą wujek Maciek

po tych wszystkich czułościach pojechaliśmy na obiadek

my z Wojtusiem dostaliśmy pierwsi...mniam mniam:)


mamo...jestem jeszcze za młoda na to żeby wyskakiwać z tortu!


na szczęście nie kazali nam z Wojtusiem kroić tego ciacha

to był fajny dzień...ciągle ktoś mnie trzymał na rękach
ciocia Ola

i babcia Marysia

a babcia Gabrysia chciała wszystkim pokazać jaka jest silna...ha ha...mogła o tym pomyśleć zanim zjedliśmy z Wojtusiem obiad

to był bardzo udany dzień :)

tylko nie wiem czemu mama mówi, że ksiądz niezbyt dokładnie wygnał mi diabełka z pupy...